środa, 25 lutego 2015

"Niepamięć", Rozdział 1, Fragment 4

- Nic nie słyszałam o tej tragedii w domu Matt'a. Co się właściwie mu stało?- Katie nigdy nie była blisko z Mattem, być może dlatego, że był on facetem, a do tego zdeklarowanym homosiem. Tolerancja nie była jej silną stroną.
- Jak przyjedziesz to sama zobaczysz. Tylko się nie śmiej. Okej?- Poprosiłem ją, chociaż sam ,myśląc o katastrofalnej sytuacji mojego przyjaciela, miałem ochotę parsknąć smiechem.
- Dobrze, dobrze. Ale coś za coś. Dzisiaj ty zmywasz naczynia.- Jaka cwana bestia, no proszę państwa.
- No niech ci będzie. - Uśmiechnąłem się do niej i kontynuowałem jazdę. W głośnikach leciał przebój "Beds are burning". Darliśmy się z całych sił, udając tego łysego kolesia z teledysku.
   Dom Matta był wielki. Właściwie była to willa urządzona w stylu hiszpańskim. Oczywiście takie rezydencje do mnie nie przemawiały, Katie też wolała coś skromniejszego. Wielkie drewniane wrota rozsunęły swe skrzydła, a stary lokaj, Louie, zaprowadził nas do sypialni bogacza. Ten w laczkach od Prady i w jedwabnym, bordowym szlafroku- ponoć nosił go sam Hugh Hefner, ale ile w tym prawdy to ja nie wiem- siedział na swoim wielkim łożu i piskliwym głosikiem wspominał:
- Byłeś mi najdroższy! Najdroższy rozumiesz?! A teraz gdzie jesteś? Co ja teraz zrobię? Bez Ciebie już nigdy nie usnę i nic nie zjem!- Jego monotonny monolog, przerywały chlipania i smarknięcia w chusteczki. - Cicho jest bez Ciebie w tym dużym domu. Po co mi tyle miejsca, jak Ciebie już nie ma? Czy się kiedyś jeszcze zobaczymy? Patrz co Ci kupiłem... Dlaczego odszedłeś?- Nie mogłem patrzeć już na zawodzenie mojego przyjaciela.
- Matt, przestań to tylko chomik. - Stwierdziłem, ale byłem chyba dla niego zbyt brutalny. Tak naprawdę Spooney, jego zwierzątko, był wymieniany co dwa lata. W jeden felerny dzień akurat lokaj zaspał i nie zdążył kupić nowego milusińskiego. Według Matta, jego futrzak przeżył dwadzieścia lat.
- Żaden chomik. To był mój przyjaciel! To był wasz przyjaciel!- Zaczął się rzucać po łóżku. Rozumiem, utrata zwierzątka boli, ale nie aż do tego stopnia. Katie nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Po słowach " Niech ta osoba wyjdzie i niech się nie śmieje z mojego nieszczęścia" trochę zażenowana, opuściła salę.
- Ej, Matt! Przyszliśmy ci trochę potowarzyszyć w tych trudnych chwilach, a ty się tak odpłacasz? Jeszcze ci indyka przywieźliśmy, znaczy moja mama mi dała, ale mniejsza z tym. Ogarnij się, proszę, bo i ja zaraz stąd wyjdę.- Powiedziałem mu to co chciałem powiedzieć. Nie dam tak traktować mojej dziewczyny. Co to to nie!
   Matt zaczął znowu dziwnie mówić do siebie, więc stwierdziłem, że najwyższy czas na nas. Wyszedłem z pokoju, wziąłem Katie pod pachę i wylazłem z tego przerażająco nowobogackiego domu.



0 komentarze:

Prześlij komentarz