czwartek, 26 lutego 2015

"Niepamięć", Rozdział 1, Fragment 5

-Pakuj walizki i się wynoś! Nie chcę Ciebie widzieć! Rozumiesz? Nienawidze Cię, brzydze się tobą, rzygam każdą minutą spędzoną w twoim towarzystwie.- Katie zaczęła rzucać moimi płytami, wzięła mojego Mac'a, podniosła go, tak, że lewitował nad jej głową i już miała go rozwalić o podłogę, ale coś ją zatrzymało. Odłożyła komputer ostrożnie na sofę i usiadła. Zgarbiła się, schowała twarz w dłonie i w pełnym emocji głosie powiedziała:
 - To nie jest ten czas, rozumiesz? Wszystko się wali, a ja już nie mam siły. Nic mi się nie chce. Nie chce mi się wstawać rano i robić to samo, codziennie, przez dwanaście godzin. Siedzieć w domu, przeglądać strony internetowe, oglądać telewizję. Chciałabym wyjść z tego przeklętego miejsca. Pójść do pracy, znowu zacząć żyć. Ale ja... Umieram. Do kurwy nędzy, znikam, jest mnie coraz mniej. Pamiętasz ostatnie wakacje? Pamiętasz, jak było cudownie? My zakochani, pełni werwy, chcieliśmy podbić ten świat. Jednak życie to skurwysyn. Już mnie dopadło, bije po twarzy, kopie w brzuch, gdy leżę na ziemii.- Po skończeniu monologu położyła się. Chciała odpłynąć. Usiadłem koło niej, położyłem jej głowę na swoich udach i nuciłem jej spokojną piosenkę. Zasnęła.
Powoli nastała noc, opatuliłem ją kocem i patrzałem na jej bladą twarz. Wklęsłe policzki ukazywały jeszcze bardziej jej smutek. Widziałem zmarszczki, chociaż miała dopiero 23 lata. Niegdyś długie, brązowe włosy, teraz utraciły swój blask i długość. Miała je krótsze ode mnie.
Nie lubię smutnych opowiadań, katastroficznych filmów, dramatów, gdzie główny bohater ucieka od swojej miłości. Tak prawdziwe życie nie wygląda. Jest zupełnie inaczej.
=====================================

      Wszędzie była czerwień. Płomienie, mój mustang, Kat... Czy to ona? Czy to tylko zły sen? Może zaraz się z niego wybudzę, otworzę oczy i zobaczę ją, spoglądającą na mnie jak to zwykle z rana. Próbowałem się obudzić, nic to nie dało, to nie jest sen.
- Dobra, już widzę co tu jest grane, kim jesteś? Jestem w ukrytej kamerze tak? Ale to wcale nie jest śmieszne!- Było to jedyne wytłumaczenie jakie przychodziło mi do głowy. Przecież ja żyłem, wyszedłem z tego bez szwanku, a przecież samochód był tak zgnieciony, jak puszka pustego piwa.
- Nie jesteś w ukrytej kamerze. Nie, to byłoby zbyt proste. Powiedzmy, że ktoś mnie tutaj przysłał. Żeby Ci trochę pomóc.- Zakapturzona postać zaczęła powoli zdradzać swoją tajemnicę.
- Mów dalej...- Chciałem, by kontynuował.
- Mam na imię Yvantis. Mój pan mnie tutaj zesłał. Jest bardzo znudzony tym co dzieje się u niego w domu, dlatego jeszcze żyjesz. - Podsumował
- Pan? Jaki znowu pan?- Byłem cholernie zdenerwowany i zdziwiony zachowaniem tej osoby.
- Hmm, jakby ci to wytłumaczyć. Wyobraź sobie, że żyjemy w różnych uniwersach, to znaczy ja żyję w uniwersum, gdzie widzę twoje poczynania, tak samo jak czyny miliarda innych osób. Nadążasz? - Zapytał się nonszalancko.
- Chyba tak... - Byłem zdezorientowany.
- No dobrze, to opowiadam dalej. Grałeś pewnie kiedyś w gry komputerowe, co nie? Ok, kiwnąłeś głową, więc tak. Powiedzmy, że my z wyższego wymiaru, traktujemy twoj wymiar jak taką rozrywkę. Widzę, że nie jesteś do końca przekonany co do tego. To myślisz, dlaczego właśnie teraz coś takiego się stało i dlaczego opowiadam ci tą całą historię? Dlaczego wczoraj, twój tato spadł z drabiny? My kierujemy waszym losem i my będziemy decydować o tym kto przeżyje.
- Skąd wiesz o moim ojcu?! - Znowu miałem ochotę mu przywalić.
- Przecież ci mówię. Jesteśmy waszymi panami. A wasze życie jest naszą grą. - Podsumował. Podszedł do mnie i wyszeptał mi do ucha
- Twoja gra właśnie się rozpoczęła. Masz 24 godziny, żeby uratować Katie.
============================
     Co miałem robić? Spakować walizki i stąd wyjechać, zapomnieć o Katie, o tym całym zdarzeniu i zostać przy życiu, nonszalancko pić szampana i ogrzewać się w słońcu pobliskiego stanu Kentucky? Naprawdę mogłem to zrobić, ale czułem nie wiem, jak to nazwać... Przyciąganie? To chyba dobre słowo. Ciągnęło mnie jak magnes, by zobaczyć ten drugi świat i ją uratować. Zapytałem się Yvantisa, jak to ma wszystko wyglądać. Najpierw powiedział, że odbędę trening, po którym przystosuje się do życia w wyższym wymiarze. "To nie może być takie trudne"- powiedziałem z przekąsem, chociaż w głębi swojego zakurzonego i ciężkiego, jak głaz, serca, wiedziałem, że spędzę na tym całe multum czasu.



0 komentarze:

Prześlij komentarz